Doznałam szoku. Byłam zaproszona na przyjęcie urodzinowe do pewnego uroczego czterolatka. Nazwijmy go Staś. Staś miał (i ma nadal), starszego o półtora roku brata. Nazwijmy go Maciuś. Kilka dni przed imprezą zadzwoniła do mnie babcia chłopców. Tak, tak – babcia, nie mama. Na wstępie wspomniała coś o tym, aby nie wykosztowywać się na wymyślne prezenty, wystarczy przecież drobiazg. Następnie przeszła do sedna.
Prezent dla jubilata… i dla brata!
Babcia chłopców poprosiła, abym, oprócz prezentu dla Stasia, kupiła taki sam lub podobny dla Maciusia, żeby chłopcu nie było przykro, że tylko brat dostaje prezenty i żeby nie czuł się pominięty, smutny, odrzucony. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony głupio mi było odmówić, ale z drugiej strony ta prośba wydawała mi się niedorzeczna.
A co z pozostałymi dziećmi?
Smutek, poczucie odrzucenia z powodu braku prezentu? No cóż, idźmy za ciosem: może wobec tego powinnam kupić identyczne prezenty wszystkim dzieciom, które będą na przyjęciu. Skoro bowiem Maciuś, który nie ma w tym dniu urodzin, dostanie prezent, to przecież inne dzieci tym bardziej będą się czuły pokrzywdzone. Cofnęłam się myślami do dzieciństwa. Kiedy uczestniczyłam w czyimś przyjęciu urodzinowym, to nigdy nie byłam zawiedziona, że to nie ja dostaję prezent. Wychodzę więc z założenia, że w obecnych czasach dzieci również świetnie rozumieją sytuację i dostosowują się do niej. Prezenty dostaje jubilat i koniec.
Może chociaż jakiś drobiazg?
No dobrze, nie będę taka restrykcyjna. U mnie w rodzinie był zwyczaj, że przy tego typu okazjach główny bohater przyjęcia otrzymywał duże prezenty, a pozostałe dzieci, od każdej cioci dostawały jakieś drobiazgi typu batonik, naklejki, soczek. Bardzo miło to wspominam, dlatego często praktykuję ten zwyczaj w dorosłym życiu, kiedy to ja jestem ciocią. Robię tak głównie na spotkaniach, gdzie znam wszystkie dzieci, tzn. wśród rodziny i bliskich znajomych.
Życie nie jest sprawiedliwe
Wróćmy do głównego tematu. Dlaczego uważam, że dzieci nie zawsze powinny dostawać po równo, nawet jeśli są bliźniętami? Jest kilka powodów. Po pierwsze zaoszczędzimy im życiowych rozczarowań. Kiedyś bowiem maluchy wyjdą spod ochronnego parasola rodziców i dziadków. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, życie nie będzie ich obdarowywać sprawiedliwie. Co zrobi babcia chłopców, kiedy jeden z nich dostanie się na wymarzone studia, a drugi nie? Kiedy jeden pozna wspaniałą dziewczynę, a drugi będzie przeżywał w tym czasie bolesne rozstanie? Czy kiedy Staś dostanie świetnie płatną pracę, a Maciuś będzie pracował za marne grosze na tak zwanej umowie śmieciowej, to babcia będzie dzwoniła do ich szefów i przekonywała ich, że to niesprawiedliwe? No niestety, tak się nie da.
Ciesz się radością brata!
Drugi powód: nie wychowujmy dzieci na egoistów, egocentryków… i zazdrośników. Wprowadzając w życie wspomniany pomysł babci, przyzwyczajamy dzieci, że zawsze są w centrum uwagi, nigdy nie mogą być na drugim miejscu. Kiedy więc jeden z braci dostanie na przykład jakąś nagrodę w szkole, drugi zamiast cieszyć się wraz z bratem z jego osiągnięć, będzie odczuwał tylko niesprawiedliwość losu. A od tego rzut beretem do zazdrości i innych negatywnych emocji. Ale zaraz, jest przecież wspaniała babcia, która mogłaby temu zapobiec, kupując drugą identyczną nagrodę. Wtedy będzie sprawiedliwie! Tak, tylko że w ten sposób dziecko nauczy się, że dostaje za darmo to, na co brat zapracował biorąc udział w konkursie lub zawodach. Po co więc się starać, czy angażować w cokolwiek, skoro babcia czuwa? 😉 Zamiast kształtować w dzieciach postawy roszczeniowe, uczmy je cieszyć się radością rodzeństwa lub przyjaciół.
Radość z obdarowywania innych
Dawanie prezentów również może sprawiać radość. Zaangażujmy drugie dziecko, które nie jest bohaterem dnia, w przygotowywanie jakiejś niespodzianki dla rodzeństwa. Dziecko naprawdę potrafi się bardzo cieszyć z takiej konspiracyjnej współpracy z rodzicami. Czuje się ważne i pomocne, kiedy bierze udział w przygotowywaniu przyjęcia, robieniu tortu, wyborze prezentu, rysowaniu laurki. A potem ogromnie się cieszy, że swoim zaangażowaniem i wysiłkiem sprawiło radość bratu lub siostrze.
Nauka dzielenia się
Nie zapominajmy też o naszym jubilacie, czyli dziecku, które w danym momencie dostaje więcej. Ono również powinno umieć zachować się w danej sytuacji. W większości rodzin, które znam jest tak, że gdy dziecko otrzyma jakiś prezent, to od razu chce się nim bawić wspólnie ze swoim rodzeństwem. Gdy dziecko dostanie bombonierkę, częstuje nią wszystkich, ewentualną nadwyżkę zostawiając sobie. Ma prawo, w końcu to jego prezent. Chociaż znam też przypadki, że dzieci dzielą się swoimi słodkimi prezentami po równo z rodzeństwem. To też bardzo ładny gest. Najlepiej jest, jeśli to dzielenie się wychodzi naturalnie, z inicjatywy dziecka. Potrzeba tu sporo mądrości i wyczucia ze strony rodziców, bo nie można też zmuszać dziecka, żeby oddawało swoje prezenty i dzieliło się nimi na przymus. Ale to temat – rzeka.
Po równo czy sprawiedliwie?
Jak wobec tego traktować dzieci? Przede wszystkim z miłością! A jeśli chodzi o dzisiejszy temat, to odpowiedź brzmi: sprawiedliwie. Z tym, że sprawiedliwie, nie zawsze oznacza identycznie, tak samo. Oczywiście, jeśli idziemy z dziećmi na lody, to (jeśli są w podobnym wieku) kupmy im po równo. Jeśli natomiast jedno z dzieci ma urodziny, to ono jest bohaterem danego dnia. Nie zapominajmy jednak, że każdy ma urodziny raz w roku – czyli każdy będzie miał swój wyjątkowy dzień. I to jest właśnie sprawiedliwe!
Zdjęcia: Pixabay.com/CC0
17 thoughts on “Czy dzieci powinny zawsze dostawać po równo?”
Szczerze mówiąc, to mnie zatkało jak przeczytałam ten wpis :O Oczywiście, że prezent należy się tylko jubilatowi w takim dniu. Każde dziecko ma urodziny i jednego dnia w roku świętuje i jest głównym bohaterem. Byłoby mi wstyd prosić babcię o przekazanie takiej informacji zaproszonym gościom.
To był pomysł babci. Mama, z tego co wiem, nic nie wiedziała 😉 Ale tak czy siak – pomysł też wydał mi się dziwny, chociaż miałam po opublikowaniu odzew, że to się zdarza i że w niektórych rodzinach jest po prostu taka tradycja, że rodzeństwo dostaje razem prezenty w takim dniu. Do tej pory nie miałam o tym pojęcia, myślałam, ze to odosobniony przypadek. Blogowanie poszerza horyzonty 😉
Świetnie napisane. U nas zasadą było, że dostawałam prezent na urodziny brata. I odwrotnie. Z perspektywy czasu wiem, że to nie jest dobre rozwiązanie. Idealnie ujęłaś to w swoim wpisie. Też jestem za dawaniem małych upominków dzieciom na przyjęciu, ale uważam, że to jubilat powinien być w centrum uwagi.
O, proszę, a ja myślałam, ze to taki wyjątkowy przypadek. 😉 Czyli jednak w niektórych domach panuje taka tradycja. Ja się pierwszy raz z czymś takim spotkałam. Dzięki, że o tym tu napisałaś 🙂
jak dla mnie to totalnie nietrafione rozwiązanie… Urodziny są raz w roku i dzięki temu to tak wyjątkowy dzień 🙂
Doskonały post:) Ja wszak jeszcze nie mam dzieci, ale planuję mieć liczną gromadkę, więc zostanę u ciebie na dłużej:) Może się czegoś nauczę:)
Świetny wpis. Ta myśl – „sprawiedliwie nie znaczy identycznie” powinna być domeną każdego rodzica 🙂 Po pierwsze, każde dziecko ma różne potrzeby. W zależności od wieku, charakteru itd. Po drugie, sprawiedliwość nie zawsze znaczy „po równo”.
Zgadzam się! To przecież też uczy dzieci tego, że nie zawsze dostaje się wszystko, co chce, na swój prezent trzeba poczekać do swoich urodzin 🙂
Bardzo fajny wpis. Można tą tezę rozszerzyć – tak jak napisałaś sprawiedliwie nie oznacza tak samo, a idąc dlaej równouprawnienie nie oznacza, że każdy ma być tak identycznie traktowany, tylko ma mieć równe prawa, a to co innego. Fajny jest ten zwyczaj, żeby rodzeństwu solenizanta dawać jakiś prezencik, u mnie w rodzinie jest to tak spontanicznie praktykowane w stosunku do najmłodszych dzieci, ale to zawsze jest drobiazg 🙂
Celna uwaga z tym równouprawnieniem! 🙂
Troche szokujace. Wina rodzicow i babci. Ciekawa jestem kto wpadl na taki pomysl? Rodzice czy babcia zrobila to w ukryciu? Mnie jako osobie zaproszonej zrobiloby sie przykro. Swietnie napisany post dajacy do myslenia jak to teraz wyglada
W naszej rodzinie jakoś tak naturalnie pojawił się taki zwyczaj – bohater dnia dostaje „duże” prezenty, a jego brat jakiś drobiazg. Jest to normalne, nie wyobrażam sobie sytuacji, w której kupuję siostrzeńcom identyczne prezenty, skoro jeden z nich ma urodziny, a drugi nie. Tak samo w przypadku dzieci koleżanek.
Każdy ma swoje urodziny raz w roku, jak nie dostanie prezentu we wrześniu, to przecież dostanie w lutym, czy na odwrót. W życiu nie wpadłabym na taki pomysł 🙂 Każdy robi co chce w swoim domu, ale według mnie to po prostu przesada. Nie uchronimy dzieci przed całą niesprawiedliwością świata, zresztą nie nazwałabym niesprawiedliwością faktu, że tego dnia urodziny ma brat, a nie „ja”, lecz zwykłym stanem rzeczy.
Tak samo to postrzegam, stąd moje zaskoczenie 🙂
Widzę, że zostałyśmy wychowane podobnie:) Słodycze od cioci kiedy to siostra ma urodzimy, albo mama imieniny! Bezcenne. Może jesteśmy w podobnym wieku:D Dla mnie przywołana sytuacja jest chora, pomijając fakt, że babcia była po prostu bezczelna sugerując zakupienie dwóch prezentów. Zgadzam się ze wszystkimi twoimi wnioskami, bo to po prostu zdrowe podejście. A babcia jest nieco oderwana od rzeczywistości i może nie chcący robi dzieciom krzywdę… czego konsekwencją mogą być w przyszłości problemy z akceptacją i pojęciem sprawiedliwości.
Babcia jest po prostu bardzo wpatrzona w swoje wnuki, bardzo je kocha i chce dla nich jak najlepiej… ale rzeczywiście nie zdaje sobie chyba sprawy, że niektóre zachowania krzywdzą w dłuższej perspektywie czasowej, mimo że są podyktowane dobrymi intencjami.
Poruszyłaś ważny temat – sprawiedliwie nie znaczy po równo. Nie tylko w urodziny, ale na co dzień. Wszak każdy człowiek, duży czy mały, może mieć inne potrzeby, co innego może lubić, co innego może chcieć. 🙂