Tak, moje dziecko dostaje co tydzień nowe zabawki. Jednak zanim mnie ocenisz, przeczytaj proszę do końca ten wpis. Tytuł jest odrobinę zaczepny, przez co być może wprowadził Cię w błąd. Za chwilę jednak wyjaśnię, co miałam na myśli i zdradzę, jaką taktykę podjęliśmy wobec rzeczy naszego dziecka.
Stawiamy na jakość
Zabawki kupujemy dość rzadko. Nauczyliśmy się bowiem, że lepiej jest kupić coś ekstra raz na jakiś czas, niż codziennie wydawać kilka złotych na buble, które za chwilę trafią do kosza. Świetnym przykładem jest duży komplet drewnianych torów, które synek dostał od nas i dziadków na pierwsze urodziny. Minęły ponad dwa lata. Zestaw jest w doskonałym stanie, a dziecko bawi się nim codziennie. To była chyba jedna z najlepszych zabawkowych inwestycji.
Od przybytku głowa… boli!
Mimo, że sami nie rozpieszczamy dziecka codziennymi prezentami, to jednak przez te trzy lata uzbierała nam się pokaźna kolekcja zabawek. Spory w tym udział ukochanych cioć, wujków i dziadków. Doszliśmy w ten sposób do paradoksalnego momentu, kiedy dziecko zachowywało się jakby nie miało się czym bawić, chociaż miało cały pokój zabawek. Z czego to mogło wynikać? Myślę, że po części było to znudzenie, a po części przestymulowanie. Taka ilość zabawek po prostu rozkojarza dziecko. W rezultacie w domu jest bałagan, a dziecko samo nie wie co ma ze sobą i tymi wszystkimi rzeczami zrobić. Nadmiar bodźców może nawet prowadzić do zaburzeń integracji sensorycznej. Więcej na ten temat dowiecie się z wywiadu: Integracja sensoryczna
Nasza taktyka
Doszliśmy do wniosku, że mniej znaczy więcej. Spakowaliśmy więc rzeczy do sześciu koszyków. Cztery z nich schowaliśmy tak, aby były poza zasięgiem dziecka. Pozostałe dwa pozostawiliśmy do zabawy. W jednym koszyku są ulubione zabawki synka: tory i pociągi, wóz strażacki, karetka i radiowóz policyjny. Te zabawki są stale dostępne dla dziecka. Synek je uwielbia, więc na pewno byłoby mu przykro gdybyśmy je schowali. Ten koszyk jest więc nie do ruszenia. Natomiast w drugim koszu jest miks rzeczy, który podlega wymianie. Raz na tydzień chowamy ten drugi koszyk i zastępujemy go innym. Schowane zabawki synek zobaczy dopiero za miesiąc, bo w szafie czekają jeszcze trzy inne, wymienne kosze. Gdy wyjmujemy nowy koszyk, to radości nie ma końca i dziecko godzinami bawi się swoimi nowymi-starymi zabawkami.
Kiedy i jak robić wymianę?
Można ustalić sobie konkretny dzień wymiany zabawek – na przykład poniedziałek. Nie musimy jednak robić wymian co tydzień. Równie dobrze mogą to być trzy dni. Nie musimy też zamieniać całych koszyków. Możemy na przykład codziennie wymieniać jedną lub dwie zabawki. Ja zazwyczaj daję synkowi nowy koszyk, kiedy mam do wykonania jakąś ważną pracę. Mam wtedy pewność, że będę się mogła bez problemu skupić na swoim zadaniu.
Czy to jest wychowawcze?
Może nie byłoby to wychowawcze, gdyby synek na prawdę myślał, że dostaje co tydzień nowy, wielki kosz zabawek. Jednak cały sekret tkwi w tym, że on wie, iż są to stare zabawki. Wyjmując je z koszyka z radością wykrzykuje: O, mamo, to mój śpiewający helikopter. Pamiętasz tę piosenkę?” lub: To moja ulubiona układanka z Tomkiem. Ja ją bardzo szybko potrafię układać. Po prostu dziecko jest stęsknione za długo niewidzianymi zabawkami i mimo że je pamięta, to odkrywa je na nowo.
Jeśli jeszcze nie stosujecie tej metody, to bardzo ją Wam polecam. Jest genialna w swojej prostocie i, co najważniejsze, działa!
Zdjęcia: Pixabay.com/CC0
7 thoughts on “Co tydzień nowe zabawki – czy rozpieszczam dziecko?”
Moja mama tak robiła. Miała takie skrzynie, które nam wymieniala co dwa tygodnie. Super sprawa odkrywać stare zabawki na nowo. Do dziś to pamiętam 🙂
Dokładnie! 🙂
I ja tak robię. Bez sensu jest kupować nowe zabawki, a u nas i tak woli bawić się tym co mam w kuchni 🙂
Wiadomo, wszelkie akcesoria domowe, to najlepsze zabawki 😀
Też tak robimy tylko wymieniamy co 2,3 tygodnie. Najgorzej jak schowamy coś, co okazuje się aktualnie jego ulubioną zabawką i później tego szuka, więc trzeba sprawę dobrze przemyśleć. Zachęciłaś mnie tymi torami, bo właśnie zastanawialiśmy się nad kupnem:)
U nas te tory to był strzał w dziesiątkę. Dostał je na pierwsze urodziny i od razu kumał jak się tym bawić. Teraz ma 3,5 roku i nadal je uwielbia 🙂
W takim razie będą w sam raz na jesienne wieczory:)